Prolog
Podniósł się z kolan. Rozprostował plecy. Usłyszał
charakterystyczne chrupnięcie. Powtórzył czynność, pozbawiając się
całkowicie stanu odrętwienia spowodowanego wymuszoną pozycją ciała.
Skierował rękę na odcinek lędźwiowy, aby jeszcze mocniej wygiąć
kręgosłup. W ostatniej chwili się powstrzymał. Jego dłoń zatrzymała się
kilkanaście centymetrów od popielatego blezera. Bardzo go lubił.
Wierzył, że przynosi mu szczęście. Zawsze wkładał go na ważne
inicjatywy, które miały odmienić jego życie. Tak jak dzisiaj. Dokonywał
rzeczy noszącej w sobie wielkie brzemię.
Odetchnął z ulgą. Gdyby
nie opamiętał się na czas, zostawiłby na swetrze rdzawe plamy. Trudne do
wywabienia. Ile razy już próbował je usunąć? Brunatne smugi mogące
wyrządzić wiele krzywdy. Oczywiście jemu. Nie mógł sobie na nie
pozwolić. Nie po to doskonalił swój fach przez wiele lat, żeby teraz
wszystko zepsuć przez głupi ból w krzyżu. Nie dałby załatwić się jak
amator. Był profesjonalistą.
Wysunął ręce do przodu. Nie dostrzegł
niebieskiego koloru lateksowych rękawiczek, tylko ciemnobrązową, gęstą
ciecz rozchodzącą się po całym śliskim materiale. Od palców lewej ręki
aż do nadgarstka. U prawej zaś ściekała ona pojedynczymi kroplami ze
srebrnego ostrza.
Słyszał ten dźwięk na jasnych płytkach,
zwielokrotniony przez echo rozchodzące się po odpowiednio przygotowanym
pomieszczeniu. Uwielbiał wsłuchiwać się w skapującą krew. Nic go tak nie
uspakajało jak wnikający do każdej komórki jego ciała szmer spadających
kropli. Powolny, odpowiedni, pełen zapowiedzi nadchodzącego końca.
Końca będącego wybawieniem po długiej drodze jego zabawy. Po ukojeniu
następowała ekstaza, zwłaszcza gdy otwierał oczy, podziwiając swoją
pracę.
Tak samo uczynił teraz. Podniósł powieki, a obraz, najpierw
lekko zamazany, wyostrzył się i zatrzymał na jednym punkcie. Tym
oddalonym od niego na wysokość dorosłego mężczyzny. Niewinne, delikatne
ciało z sączącą się powoli krwią, która tworzyła kałużę pod jego
plecami, powiększającą się z każdą minutą.
Uśmiechnął się
szczerze. Był zadowolony ze swoich działań na tym etapie. Wiedział, że
jeszcze sporo pracy przed nim, ale miał dużo czasu. Nie musiał się
śpieszyć ani obawiać kogoś niepożądanego. Miejsce kaźni było na
całkowitym odludziu. Starannie ukryte. Znał się na tym jak mało kto.
Nikt
go nie znajdzie. Nikt mu nie przeszkodzi. Dokona czegoś, co otworzy
oczy wszystkim niedowiarkom. Ślepym na margines społeczny. Panoszące się
męty siejące zło oraz zamęt. On będzie wybawcą społeczeństwa. Jego
wendetę odczują przede wszystkim ci, którzy przeżyją ból po stracie
własnego stworzenia.
Poczuł na sobie wzrok. Opuścił głowę i
spojrzał na to, co leżało u jego stóp. Jasne, niebieskie oczy
przeszywały go na wskroś. Głowę i część pleców zostawił na sam koniec.
Stanowiła kwintesencję pracy, choć zajmowała dużo czasu. Ale…
To
spojrzenie świdrowało go coraz mocniej. Wywoływało emocjonalną mękę,
powodując potworną złość, a w głębi umysłu budziło… lęk. Zaczął dygotać,
mimo zachowania kamiennego wyrazu twarzy.
Jak ten człowiek śmiał
tak robić? Nie w tym celu utrzymywał jego świadomość. Musiał to
zakończyć, zanim popełni błąd. Ukarze go w ulubiony sposób. Na samą myśl
drgawki ustąpiły, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Pochylił się,
przykładając ostrze do bladego policzka, tuż pod okiem. Wykonał
precyzyjne kilkucentymetrowe cięcie. Uwolniona krew spłynęła wolnym
strumieniem wzdłuż brody. Przeraźliwy krzyk wypełnił pomieszczenie. Nie
zrobił na nim wrażenia. Wręcz przeciwnie. Dał to, na co czekał od dawna.
Wykonał kolejne dwa cięcia, gdy z oczu cierpiącego wypłynęły pojedyncze
łzy.
Patrzył z uśmiechem na reakcję organizmu. Wszyscy tak
reagowali. Ciało ludzkie jest głupie. Skowyt, wydobywający się z jeszcze
całych ust, przypominał zwierzęce ostatnie tchnienie. Nie trwał jednak
długo.
– Dlaczego?
Pytanie go zaskoczyło, szczególnie zadane
tak niewinnym i piskliwym głosikiem kilkuletniego chłopca. Po raz
pierwszy spotkał się z czymś takim. Nie musiał się długo zastanawiać nad
odpowiedzią. Była tylko jedna.
– Bo sprawia mi to przyjemność.
Wykonał kolejną, równiutką sznytę, przecinając delikatne warstwy skóry dziecięcego policzka.
***
Zaciekawiony/-wiona? Zostaw komentarz!!
Już niedługo kolejne dwa rozdziały!
"Sznytę" możesz w wersji papierowej np na: Empik , e-booka i audiobooka np. na: Legimi