poniedziałek, 24 lutego 2025

Najmocniejszy kryminał wedle czytelników - "Sznyta". Przeczytaj Prolog!

Adam Widerski 

 SZNYTA


 

Prolog

Podniósł się z kolan. Rozprostował plecy. Usłyszał charakterystyczne chrupnięcie. Powtórzył czynność, pozbawiając się całkowicie stanu odrętwienia spowodowanego wymuszoną pozycją ciała. Skierował rękę na odcinek lędźwiowy, aby jeszcze mocniej wygiąć kręgosłup. W ostatniej chwili się powstrzymał. Jego dłoń zatrzymała się kilkanaście centymetrów od popielatego blezera. Bardzo go lubił. Wierzył, że przynosi mu szczęście. Zawsze wkładał go na ważne inicjatywy, które miały odmienić jego życie. Tak jak dzisiaj. Dokonywał rzeczy noszącej w sobie wielkie brzemię.

Odetchnął z ulgą. Gdyby nie opamiętał się na czas, zostawiłby na swetrze rdzawe plamy. Trudne do wywabienia. Ile razy już próbował je usunąć? Brunatne smugi mogące wyrządzić wiele krzywdy. Oczywiście jemu. Nie mógł sobie na nie pozwolić. Nie po to doskonalił swój fach przez wiele lat, żeby teraz wszystko zepsuć przez głupi ból w krzyżu. Nie dałby załatwić się jak amator. Był profesjonalistą.

Wysunął ręce do przodu. Nie dostrzegł niebieskiego koloru lateksowych rękawiczek, tylko ciemnobrązową, gęstą ciecz rozchodzącą się po całym śliskim materiale. Od palców lewej ręki aż do nadgarstka. U prawej zaś ściekała ona pojedynczymi kroplami ze srebrnego ostrza.

Słyszał ten dźwięk na jasnych płytkach, zwielokrotniony przez echo rozchodzące się po odpowiednio przygotowanym pomieszczeniu. Uwielbiał wsłuchiwać się w skapującą krew. Nic go tak nie uspakajało jak wnikający do każdej komórki jego ciała szmer spadających kropli. Powolny, odpowiedni, pełen zapowiedzi nadchodzącego końca. Końca będącego wybawieniem po długiej drodze jego zabawy. Po ukojeniu następowała ekstaza, zwłaszcza gdy otwierał oczy, podziwiając swoją pracę.

Tak samo uczynił teraz. Podniósł powieki, a obraz, najpierw lekko zamazany, wyostrzył się i zatrzymał na jednym punkcie. Tym oddalonym od niego na wysokość dorosłego mężczyzny. Niewinne, delikatne ciało z sączącą się powoli krwią, która tworzyła kałużę pod jego plecami, powiększającą się z każdą minutą.

Uśmiechnął się szczerze. Był zadowolony ze swoich działań na tym etapie. Wiedział, że jeszcze sporo pracy przed nim, ale miał dużo czasu. Nie musiał się śpieszyć ani obawiać kogoś niepożądanego. Miejsce kaźni było na całkowitym odludziu. Starannie ukryte. Znał się na tym jak mało kto.

Nikt go nie znajdzie. Nikt mu nie przeszkodzi. Dokona czegoś, co otworzy oczy wszystkim niedowiarkom. Ślepym na margines społeczny. Panoszące się męty siejące zło oraz zamęt. On będzie wybawcą społeczeństwa. Jego wendetę odczują przede wszystkim ci, którzy przeżyją ból po stracie własnego stworzenia.

Poczuł na sobie wzrok. Opuścił głowę i spojrzał na to, co leżało u jego stóp. Jasne, niebieskie oczy przeszywały go na wskroś. Głowę i część pleców zostawił na sam koniec. Stanowiła kwintesencję pracy, choć zajmowała dużo czasu. Ale…

To spojrzenie świdrowało go coraz mocniej. Wywoływało emocjonalną mękę, powodując potworną złość, a w głębi umysłu budziło… lęk. Zaczął dygotać, mimo zachowania kamiennego wyrazu twarzy.

Jak ten człowiek śmiał tak robić? Nie w tym celu utrzymywał jego świadomość. Musiał to zakończyć, zanim popełni błąd. Ukarze go w ulubiony sposób. Na samą myśl drgawki ustąpiły, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.

Pochylił się, przykładając ostrze do bladego policzka, tuż pod okiem. Wykonał precyzyjne kilkucentymetrowe cięcie. Uwolniona krew spłynęła wolnym strumieniem wzdłuż brody. Przeraźliwy krzyk wypełnił pomieszczenie. Nie zrobił na nim wrażenia. Wręcz przeciwnie. Dał to, na co czekał od dawna. Wykonał kolejne dwa cięcia, gdy z oczu cierpiącego wypłynęły pojedyncze łzy.

Patrzył z uśmiechem na reakcję organizmu. Wszyscy tak reagowali. Ciało ludzkie jest głupie. Skowyt, wydobywający się z jeszcze całych ust, przypominał zwierzęce ostatnie tchnienie. Nie trwał jednak długo.

– Dlaczego?

Pytanie go zaskoczyło, szczególnie zadane tak niewinnym i piskliwym głosikiem kilkuletniego chłopca. Po raz pierwszy spotkał się z czymś takim. Nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią. Była tylko jedna.

– Bo sprawia mi to przyjemność.

Wykonał kolejną, równiutką sznytę, przecinając delikatne warstwy skóry dziecięcego policzka.

 ***

Zaciekawiony/-wiona? Zostaw komentarz!! 

Już niedługo kolejne dwa rozdziały!

"Sznytę" możesz w wersji papierowej np na: Empik , e-booka i audiobooka np. na: Legimi


2 komentarze: