Czy książki, w których akcja rozgrywa się w przeszłości, są popularne w społeczeństwie? Za sprawą "Pękniętej Korony" Grzegorza Wielgusa raczej tak.
Autor: Grzegorz Wielgus
Ocena: 9/10
Czy połączenie kryminału, historii,
bitew mogą przekonać czytelników do siebie? A może będą stanowić źródło
inspiracji do poszerzenia swojej wiedzy historycznej o czasach rozgrywanych w
książce?
Takie pytania towarzyszyły mi, kiedy
postanowiłem sięgnąć po książkę autorstwa Grzegorza Wielgusa pt.: „Pęknięta
Korona”. Z racji swojego wykształcenia historycznego oraz dużej awersji do akcji rozgrywanych w
odległej przeszłości na skutek jednego z dzieł, postanowiłem dać sobie i
kolejnemu autorowi jeszcze jedną szansę.
Fabuła została osadzona w czasach rozbicia dzielnicowego Polski, a dokładnie w 1273 r. Większość akcja toczyła się na terenie dzisiejszego województwa małopolskiego, a ówcześnie ziemi krakowskiej, gdzie na tronie krakowskim (najbardziej prestiżowym na ziemiach polskich) zasiadał Bolesław V Wstydliwy. Czasy niełatwe, gdy cała południowa cześć Polski dopiero podnosiła się po okrutnym najeździe mongolskim, który miał miejsce ponad trzydzieści lat wcześniej.
Podczas niego wielu rycerzy utraciło swoje
majątki, bądź musiało je znacznie ograniczyć. Ton polityce poszczególnych ziem
nadawali najbogatsi, do których zaliczało się również duchowieństwo w osobach
piastujących najwyższe stanowiska w hierarchii Kościoła. Czasy specyficzne,
szczególnie że panujący książę nie miał męskiego potomka, a jego wybór
następcy, niejakiego Leszka Czarnego budził wiele wątpliwości.
W tle wspomnianych okoliczności, biedny,
ale waleczny rycerz o imieniu Jaksa odnajduje zwłoki na krańcowych terenach
swojej posiadłości. Ciało mężczyzny wyłowione z Wisły zostało zmasakrowane.
Ewidentne zabójstwo z wykorzystaniem sposobu na ukrycie tożsamości. Jaksa
angażuje w śledztwo dominikanina Gotfryda, znanego i doświadczonego inkwizytora
oraz mistrza fechtunku Lamberta z Myślenic. Zakonnik podejmuje się rozwiązania
zagadki śmierci tajemniczego mężczyzny. Ale czy przyjdzie mu to z łatwością?
Bardzo szybko okazuje się, że
zamordowany pochodził z Czech i był częstym gościem jednego z najbogatszych
możnych w Małopolsce, Zbyluta Probusa herbu Tur. Dlaczego zginął? I co kryje
pewna rzecz znaleziona przy nim. Gotfryd wraz z towarzyszami nie zdąży pomyśleć
nad odpowiedziami, gdy usłyszy o kolejnych zgonach. Jedna śmierć ściśle wiążę
się z praktykami pogańskim, nazywanymi herezją.
Czy rozwiązanie znajduje się w zamku
Lemiesz, gdzie wedle legendy zamieszkuje strzygoń lub wąpierz? W kolejnych
dniach mają miejsce ataki na chłopów, którzy twierdzą, że widzieli upiora
grasującego po zmroku i o świcie. Coraz więcej zaczyna świadczyć o tym, że siły
nadprzyrodzone, tak obecne w myśleniu średniowiecznych ludzi, postanowiły
przekroczyć barierę świata realnego i urzeczywistnić swoje istnienie
A może powody są bardziej przyziemne?
Nie zdradzę wszystkiego, ale mogę powiedzieć, że intryga trzyma czytelnika do końca….
Czytając książkę i pamiętając o mojej
awersji do tego rodzaju twórczości osadzonej w realiach historycznych, mocno
się zdziwiłem, kiedy nie byłem w stanie jej odłożyć. Autor idealnie połączył
klimat tamtych czasów, styl wypowiedzi oraz opis zachowań ludzi, przyrody czy
zabudowań. Dodatkowym autem jest język. Zdawkowe wtrącenia łacińskie oraz
lekkie pióro i połączenie średniowiecza ze współczesnym słownictwem (choć nie
zawsze) powoduje, że książkę pochłania się w zastraszającym tempie. Przy czym
wspomniane połączenie nie urąga klimatowi tamtych czasów.
Natomiast całość książki z pełnym
przekonaniem oceniam na stopień: WYBITNY!
Dziękuje WYDAWNICTWU INITIUM za zaufanie oraz możliwość przeczytania i zrecenzowania książki!
Moje poprzednie posty:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz